Jeżeli wyobrazimy sobie, że osoba zakażona wirusem wysiada w metrze w Warszawie i przechodzi przez pół miasta spotykając tysiąc osób, to na te tysiąc osób (dmuchając, chuchając, rozprzestrzeniając wirusa w kropelkach, ale też zostawiając na barierkach w metrze) zarazi się dwadzieścia, z czego osiemnaście będzie miało lekkie objawy przeziębienia czy grypy, po czternastu dniach będzie zdrowe. Dwie osoby mogą mieć kłopoty zdrowotne wymagające opieki lekarskiej, najprawdopodobniej nikt nie umrze, chyba, że w tych dwudziestu osobach nagle znajdzie się osoba w starszym wieku lub z innymi chorobami przewlekłymi.
Czy w związku z tym warto, żeby te tysiąc osób nosiło maseczki? Zupełnie nie. Warto, żeby tą maseczkę nosiła osoba, która jest zarażona. Ponieważ zarażamy się wdychając mikrokropelki z wirusem, to istotne jest, żebyśmy utrzymywali właściwy dystans od osoby, którą podejrzewamy o bycie chorą, albo bycie nosicielem, ale najważniejsze, że większość tego wirusa zostaje na przestrzeniach, przy których taka osoba jest. Dotykamy te przestrzenie, potem robimy mały gest w okolicy ust i w ten sposób się zarażamy. Stąd jest szalenie ważne, żeby myć ręce, bo to ręce są tym narzędziem, którym się zarażamy.
Mycie rąk nie jest takie proste, jak by się wydawało, ale może być proste jeżeli pamiętamy kilka podstawowych rzeczy. Po pierwsze powinno trwać mniej więcej 15-30 sekund, czyli znacznie dłużej niż robimy to zazwyczaj. Nie może się skończyć na takim obmywaniu prostym, tylko musimy myć dokładnie te miejsca, w których zazwyczaj nie myjemy: kciuki, opuszki i przestrzenie między palcami. I to wystarczy. Jeżeli będziemy to robili dość często, jesteśmy bezpieczni.
Jeżeli spotykamy się z klientem, który do nas przychodzi, posadźmy go w pewnej odległości, nie bliżej niż metr, miejmy na stole dezynfektant (coś na bazie alkoholu), zachęćmy, aby ręce umył, a na pewno nie spotykajmy się z nikim kto kaszle.
Jeśli się okaże, że przyjdzie ktoś do pracy i nagle zacznie kaszleć, powinniśmy mieć maseczkę, żeby tej osobie założyć maseczkę, nie dotykając jej z przodu, tylko pamiętając, że na samym końcu jest to materiał zakaźny i wysyłamy do szpitala. Jeżeli jest to osoba młoda de facto mogłaby też trafić do domu i w separacji przeczekać te czternaście dni, kiedy może zarażać. Czy domownicy są zagrożeni? Są zagrożeni, bo długi okres spędzają z osobą, która rozsiewa wirusa. Natomiast i tak tylko jedna na dziesięć osób zachoruje. Jedno jest pewne – osoba starsza w takim domu nie powinna przebywać.
Choroba wywoływana koronawirusem, chorobę nazywamy COVID19, objawia się tak jak każda grypa, którą znamy, na którą choruje bardzo wiele osób wokół nas. Niemalże każda osoba zarażona ma gorączkę lub stan podgorączkowy, to jest prawie sto procent chorych. Sześćdziesiąt procent chorych ma kaszel, trzydzieści procent bóle mięśni, trzydzieści procent duszność. Czyli dla nas oznacza to, że właściwie nie mamy szansy klinicznie rozpoznać infekcji koronawirusem i rozróżnić jej od typowej grypy, czy nawet trochę ciężej przebiegającego przeziębienia.
Badania wirusologiczne mogą nam potwierdzić, czy dana choroba została wywołana przez koronawirusa. Osiemdziesiąt procent pacjentów pierwsze objawy pokazuje w piątej dobie od kontaktu z osobą zakażoną i mniej więcej w czternastej dobie objawy znikają. Człowiek jest zdrowy.
Przez wszystkie te czternaście dni, no może trochę krócej, od trzeciego do czternastego dnia człowiek może zarażać osoby wokół. Dziewiętnaście procent pacjentów zakażonych koronawirusem ma objawy trochę cięższe, w tym czternaście procent to jest duszność i te osoby muszą być obserwowane przez lekarzy. Pięć procent wymaga wsparcia respiratora, czyli jest ciężka niewydolność oddechowa. Z tych pięciu procent wymagających respiratora połowa niestety umiera, najczęściej są to osoby starsze, obciążone innymi chorobami.
Trzeba pamiętać, że koronawirusem bardzo często zarażamy się w sytuacji, gdzie jest więcej osób chorych, czyli czterdzieści jeden procent osób, które zachorowały, zaraziły się w szpitalu, gdzie mieliśmy duże zagęszczenie osób rozsiewających wirusy. Niestety bardzo często chorują też lekarze i lekarki, z tej racji, że długoterminowo przebywają w otoczeniu, gdzie tego wirusa jest znacznie więcej.
Pojawia się pytanie skąd się wirus wziął. Występował najprawdopodobniej naturalnie i na tyle zmutował, że stał się zaraźliwy dla człowieka. Wydaje się, że pierwotnym nosicielem wirusa były zwierzęta: morskie zwierzęta, węże, być może króliki na targu zwierząt w Wuhan. Tam rozpoczęła się epidemia, stąd to podejrzenie. Aczkolwiek nie mamy dowodu na przeniesienie bezpośrednie wirusa ze zwierzęcia na człowieka, czyli nie mamy dowodu, żeby ktoś się bezpośrednio od zwierzęcia zaraził. Tak podejrzewamy.
Jak długo wirus utrzymuje się na powierzchniach, jeżeli ktoś zakaszle i w mikropęcherzykach, razem z powietrzem ten wirus osiądzie na blacie, czy na klamce? Takie badanie było wykonywane. Wydaje się od kilku godzin do nawet kilku dni.
Natomiast kluczowe jest to, że zachowanie podstawowych środków higieny zwalcza wirusa właściwie natychmiast. Czyli jeżeli przetrzemy blat stołu, czy klamkę wytrzemy preparatem zawierającym alkohol, wirus ginie natychmiast. Czyli jest to przestrzeń czy powierzchnia, pozbawiona wirusa właściwie po jednym działaniu. Również, jeżeli umyjemy ręce choćby czystą wodą albo wodą z mydłem wirusa się pozbywamy. Jeżeli odkazimy jakimkoleik preparatem zawierającym alkohol, również wirus natychmiast ginie.
Generalnie wszystkie wirusy mają dosyć wąski zakres temperaturowy, który znoszą. I tak jak mamy doświadczenie z coroczną grypą, która pojawia się w okresie jesiennym i wycofuje się wraz z ociepleniem wiosennym, tak spodziewamy się też, że i obecna epidemia koronawirusem wygasi się wraz z podniesieniem temperatury, wraz z wiosną.
Mamy doświadczenia z poprzednią epidemią koronawirusem SARS, która trwała osiem miesięcy. W sumie zachorowało osiem tysięcy osób do czasu, kiedy wirus się wygasił. Widzimy to już w Chinach. Mamy dziewięćdziesiąt tysięcy osób zakażonych w sumie, z czego każdego dnia nowych przypadków (to są dane z dzisiejszego dnia [04.03.2020]) jest sto pięćdziesiąt. Czyli te dziewięćdziesiąt tysięcy jest w stanie zarazić nowych sto pięćdziesiąt osób, co z jednej strony pokazuje, że zjadliwość wirusa jest coraz mniejsza, z drugiej strony pokazuje, że zwiększa się nasza odporność. Czyli wiele osób ze środowiska, w którym ten wirus funkcjonuje, czyli teoretycznie może zarazić, jest już odporna.
Nie ma żadnego przypadku, żeby ktoś odebrał paczuszkę wysłaną w Chinach, otworzył i zaraził się wirusem. Trzeba pamiętać, że wirus roznosi się drogą kropelkową, czyli musi być odrobina płynu, mikrokropelka, która wraz z oddechem gdzieś się pojawi na powierzchni, jak wyschnie to wirus ginie. Tu musielibyśmy mieć nie dość, że ekspresową przesyłkę z Chin, to jeszcze osoba, która pakuje musiałaby być aktywnie chora i porzucać wirusy wokół.
W chwili obecnej nie zaleca się podróżowania do żadnego regionu, w którym są potwierdzone przypadki zarażenia w miejscach publicznych wirusem. To nie chodzi nawet o przypadek, gdzie jedna osoba jest zarażona i jest hospitalizowana. Chodzi o sytuacje, w których w miejscach publicznych ktoś się zaraził. Więc nawet dzisiaj nie mówimy, żeby nie jechać do Włoch. Mówimy, żeby nie jechać do Włoch w bardzo szczególne regiony. Tam, gdzie zaobserwowano zwiększone ryzyko zainfekowania koronawirusem.
To wszystko zależy od naszej odpowiedzialności. Nas jako państwa, nas jako służby zdrowia, ale też nas jako pacjentów. Każdy z nas, jeżeli ma jakiekolwiek objawy infekcji górnych dróg oddechowych, stan podgorączkowy, kaszel, bóle mięśni, powinien zostać w domu.
Nie idziemy do pracy, nie spotykamy się z klientami, nie chodzimy do szkoły, nie idziemy na spotkania towarzyskie. Zostajemy w domu i przez czternaście dni staramy się wyleczyć, nie spotykając z nikim wokół.
Jeśli tego nie zrobimy, oczywiście będziemy zarażać. A jak będziemy zarażać, to najgorsze, jeśli zarazimy kogoś, kto ma jakąś chorobę, o której nawet nie wiemy, która może spowodować, że przebieg infekcji koronawirusem będzie szczególnie ciężki. Więc od nas zależy, czy będziemy mieli epidemię koronawirusa w Polsce.