Większość filmów o zombie można czytać przez pryzmat wirusów i epidemii. Zwłaszcza teraz, w dobie Covid-19, taka interpretacja wydaje się szczególnie ciekawa i niepokojąca. Jak jednak powszechnie wiadomo – zombie zombie nierówne. Z setek filmów i seriali o nieumarłych warto zatem wybrać te najoryginalniejsze. A do nich bez wątpienia zaliczyć należy „Jednym cięciem”, autorskie dzieło Shin'ichirô Uedy, który nie tylko napisał do niego scenariusz, ale też je wyreżyserował i zmontował.
Fabuła to w zasadzie metafabuła, film w filmie. Oto sfrustrowany reżyser i bardzo szczupła ekipa mają na kompletnym zadupiu nakręcić niskobudżetowy horror o zombie. Braki finansowe odbijają się im czkawką na każdym kroku – brakuje ludzi, sprzętu, nawet zasięgu w komórkach. Ale zanim wszyscy na dobre się rozruszają, plan filmowy zostanie zaatakowany przez prawdziwych zombie.
„Jednym cięciem” to doskonały przykład kina, którego nie należy oceniać po pierwszej pół godzinie, a nawet po pierwszej połowie seansu. Bo w momencie, gdy widz poczuje się już nieco zmęczony wrzaskami, bezładną bieganiną i chwytami rodem z kina offowego, wówczas następuje wielkie bum – i film zaczyna się od początku. Co więcej, szybko okazuje się, że mamy do czynienia z jedną z najśmieszniejszych komedii ostatnich lat, a przy okazji jednym z najbardziej innowacyjnych filmów o zombie, jakie w historii tego „gatunku” w ogóle powstały (stawianie go w jednym szeregu z „Wysypem żywych trupów” jest absolutnie uprawnione).
Na marginesie – sporo z tego, co oglądamy na ekranie, ma wręcz dokumentalny charakter, jest odzwierciedleniem autentycznych realiów, w jakich powstawało „Jednym cięciem”. Zdjęcia naprawdę nakręcono w osiem dni, a budżet wyniósł śmieszne 25 tysięcy dolarów. Warto dodać, że film ostatecznie zarobił ponad 25 milionów oraz zdobył ponad 40 nagród i wyróżnień na całym świecie. Ten sukces zapewne nie byłby aż tak spektakularny, gdyby nie niesłychana czułość, z jaką Shin'ichirô Ueda opowiada swoją historię. To w zasadzie liścik miłosny, składany u stóp groźnej i kapryśnej muzy, jaką jest kino. Muza okazała się łaskawa – ba, odwdzięczyła te uczucia z nawiązką.
Jednym cięciem (One Cut of the Dead) (2017)
reż. Shin'ichirô Ueda
Japonia